Interesujesz się fotografią analogową, ale nie masz warunków lub wyposażenia, aby wywoływać zdjęcia w domu? Chciał(a)byś stworzyć niezwykłą, solarną fotografię, na której uwieczni się wiele śladów przelotów słonecznych? I, co najważniejsze, masz w zapasie… nieskończone pokłady cierpliwości? Trzy razy TAK? Zaczynajmy więc!
W ramach totalnego eksperymentu nagrywałam proces budowania solarigrafu i tworzenia solarigrafii – więc w zależności od preferencji, możesz obejrzeć ten wpis w postaci wideo lub przeczytać go tekstowo (poniżej).
Jak to w ogóle działa?
Jeżeli aparaty otworkowe kojarzą Ci się z camera obscura, czyli naturalnym zjawiskiem opisywanym już w starożytnej Grecji [1], a następnie wykorzystywanym jako pomoc do rysowania w XVII i XVIII wieku [2], to bardzo słusznie. Sam koncept aparatu otworkowego to także nic nowego (bo jakby nie patrzeć, to klasyczny aparat fotograficzny to camera obscura + obiektyw) – wystarczy więc trochę matematyki, wymiana szkieł na czarny karton z odpowiedniej wielkości dziurką i dużą część aparatów na kliszę lub współczesnych lustrzanek można na takie urządzenie w kilku krokach przerobić.
Solarigrafia zaś jest czymś zaskakująco nowym. Wyklarowała się jako osobna gałąź fotografii dopiero w okolicach… 2000 roku. Jej prekursorami byli Sławomir Decyk, Paweł Kula i Diego Lopez Calvin, czyli dwóch Polaków i Hiszpan, którzy pracowali wówczas wspólnie nad globalnym fotograficznym Projektem Solaris [3]. Niestety w archiwach internetów zachowały się tylko tekstowe opisy tego projektu – a doszukać się można jedynie pojedynczych fotografii z serii (i plakatów reklamujących ich wystawę). Szkoda, chętnie zobaczyłabym oryginalne prace, które zapoczątkowały cały solarigraficzny ruch.
Dlaczego solarigrafia jest wyjątkowa? Nie wykorzystujemy w niej klasycznego materiału światłoczułego (tzn.kliszy), tylko czarno-białego papieru fotograficznego, takiego do odbitek. I to bez obróbki chemicznej! Po długim czasie naświetlania (od kilku dni do kilku lat) powierzchnia materiału zaczernia się tam, gdzie padało na nią Słońce, a najbardziej “wypalają się” jego ścieżki na niebie. Aby uzyskać finalny efekt, negatywowy obraz należy kolejno zeskanować i obrócić kolory w programie graficznym. Bardzo niska czułość tego konkretnego papieru sprawia, że obraz nie prześwietla się nawet po tak długim czasie wystawienia na działanie promieni słonecznych. Dodatkowym plusem techniki jest brak konieczności wywoływania zdjęcia i bawienia się dodatkowym osprzętem czy odczynnikami. Proste, przyjemne i skuteczne. O ile oczywiście ma się odpowiednio duże pokłady cierpliwości, aby doczekać utrwalenia się obrazu przez te kilka tygodni czy miesięcy (ja nie mam, ale jakoś dałam radę ;)).
Standardowy disclaimer: nie jestem specjalistką, do projektu zabrałam się stuprocentowo hobbystycznie. Polecam jako ciekawą artystyczno-manualną zabawę – otwarcie “aparatu” po kilku tygodniach i znalezienie wewnątrz uwiecznionego świata ze słonecznymi przelotami jest niesamowicie satysfakcjonujące.
Co będzie potrzebne?
Cały poniższy poradnik oparłam na swoich osobistych doświadczeniach, więc możesz wykorzystać te wskazówki w takim stopniu, w jakim Ci akurat wygodnie 🙂
Oprogramowanie:
- Pinhole Designer – przeuroczy (czyt. paskudny) programik w stylu lat wczesnych 2000-nych służący do wyliczania ogniskowej i rozmiaru dziurki w aparacie,
- stronka z pozycjami Słońca o różnych porach roku - np. SunCalc albo SunEarthTools,
- opcjonalnie Autodesk Fusion 360 – jako, że lubię utrudniać ułatwiać sobie życie, zdecydowałam się wydrukować aparat na drukarce 3D. Jeżeli także masz taki plan, polecam darmowego Fusiona jako program do projektowania samego druku.
Części i narzędzia:
- papier fotograficzny – nie klisza, nie papier do drukarek, tylko czarno-biały papier do odbitek, np. dość łatwo dostępny Foma Fomaspeed C312,
- puszka lub kawałek blaszki – rozmiar dziurki to zazwyczaj dziesiąte części milimetra, więc trudno zaufać drukarce 3D, że wydrukuje taki otwór precyzyjnie. Lepiej wydłubać go w blaszce własnymi rękoma,
- igła o konkretnej grubości – ja zakupiłam zestaw “igieł czyścików do dyszy drukarki 3D” w różnych rozmiarach, ale okazały się dość elastyczne i zbyt miękkie. Jakoś udało się je użyć, ale nie było to zbyt wygodne, ale może istnieją lepsze rozwiązania,
- papier ścierny – do wyrównania brzegów dziury w blaszce,
- aparat – wydrukowany 3D, w postaci puszki po napoju, opakowania po kliszy… You do you,
- skaner – aby móc zdigitalizować uwieczniony obraz,
- nożyczki, taśma, klej – i inne tym podobne akcesoria,
- czerwona lampka – przydatna do montażu papieru w aparacie w domowej ciemni,
- w wersji hiper-full-pro mikroskop – do analizy, czy dziura w blaszce nie ma poszarpanych brzegów
Aparat do solarigrafii – druk 3D
Pierwszym i najważniejszym krokiem w rozpoczęciu przygody z solarigrafią jest oczywiście zbudowanie aparatu. Większość internetowych poradników opiera się na aparatach stworzonych z puszek po napojach lub opakowań po kliszy, ale wyszłam z założenia, że wolałabym dostosować jego kształt do moich potrzeb przez druk 3D. Stworzyłam dzięki temu dwa instrumenty – walcowaty i prostopadłościenny – z planem umieszczenia ich w tej samej lokalizacji i porównania uzyskanych rezultatów.
No to start. Rozpocznijmy od uruchomienia programiku PinholeDesigner. W pierwszej zakładce możemy wykalkulować focal length, ogniskową, czyli w naszym przypadku odległość między dziurką a materiałem światłoczułym, lub średnicę owej dziurki. Biorąc pod uwagę, że zamówiłam igłę o przekątnej 0.3 mm, wpisuję w okienko Pinhole diameter właśnie tę wartość i, ta da, dostaję optymalną ogniskową – 45.329 mm.
Fig. 1 - Screenshot z programu Pinhole Designer (średnica otworu i ogniskowa)
Fig. 2 - Screenshot z programu Pinhole Designer (kąt widzenia)
Następnie warto zajrzeć do trzeciej zakładki (Angle of View), wpisać w odpowiednie pole naszą wyliczoną ogniskową i planowany format materiału światłoczułego. W moim przypadku jest to ok. 100x40 mm dla aparatu w kształcie walca i 45x45 mm dla aparatu prostopadłościennego. W rezultacie mogę dowiedzieć się, jaki będzie kąt widzenia tego konkretnego solarigrafu i zaplanować ekspozycję w wybranej lokalizacji.
Wyliczenia z programu pomogą zarówno w zaprojektowaniu idealnego aparatu do druku 3D lub w dostosowaniu średnicy dziurki np. do wybranej “gotowej” puszki.
Podczas tworzenia solarigrafu warto zwrócić uwagę na takie kwestie, jak:
- szczelność – wilgoć może generować bardzo ciekawe efekty artystyczne, ale może również zniszczyć naszą solarigrafię. Lepiej zaprojektować aparat w taki sposób, aby woda nie dostawała się do środka,
- łatwość otwarcia – dla mnie bardzo istotna, gdyż planuję reużywać aparaty wielokrotnie. Z jej powodu zdecydowałam się na wykorzystanie gwintowanych zakrętek w obu aparatach,
- przestrzeń na blaszkę z dziurką – w puszce warto wyciąć nieco większą dziurę, np. 1x1 cm (standardowy druk 3D również nie ma dokładności umożliwiającej stworzenie otworka o średnicy np. 0.3 mm, więc lepiej zrobić podobnie i zasłonić otwór dodatkową blaszką),
- użycie nieprześwitującego materiału – należy postarać się, aby światło nie dostawało się nigdzie “z boku”, a materiał, z którego wykonujesz aparat, był odpowiednio ciemny i nieprześwitujący. W druku 3D polecam czarny filament i duże wypełnienie.
Fig. 3 - Przekrój solarigrafu w kształcie walca (program Fusion 360)
Fig. 3 przedstawia przekrój walcowego solarigrafu – dzięki temu widać gwint, z użyciem którego można zamknąć i otworzyć aparat. Na froncie znajduje się otworek, na który później nakleiłam blaszkę z odpowiednim otworem. Ścianki aparatu wydają się dość grube, ale to głównie dlatego, że jest malutki – jego średnica to przecież zaledwie ok. 4.5 cm 🙂
Fig. 4 - Solarigraf w kształcie walca
Fig. 5 - Solarigraf w kształcie prostopadłościanu
Kolejny krok to wykonanie dziurki w blaszce i przymocowanie jej do aparatu. Idąc po linii stosunkowo małego oporu, kupiłam napój gazowany w puszce i wykorzystałam w tym celu jej fragment. Tak jak wspominałam wcześniej, igły do czyszczenia dyszy w drukarkach 3D okazały się trochę wygibaśne, więc wykonanie dziurek zajęło trochę czasu – być może takie do akupunktury sprawdziłyby się lepiej?
Fig. 6 - Równe czy nierówne? Trzeba z tym żyć.
Wyrównałam dziurkę papierem ściernym i rzuciłam okiem przez mikroskop, czy krawędzie nie są zbyt poszarpane. Trochę były. Ale ciężko uzyskać lepszy efekt w sposób amatorski i manualny, więc pogodziłam się z ich nieidealnością. Przynajmniej jej rozmiar był względnie zgodny z początkowymi wyliczeniami.
Czas na montaż. Blaszkę należy przymocować do solarigrafu tak, aby nie odpadła przez długi czas i by do środka gdzieś “bokiem” nie dostawało się światło. Ja użyłam w tym celu kaptonu, ale każda sensowna taśma, klej czy inna substancja klajstrująca dobrze się tu sprawdzi. Byle porządnie ;)
Fig. 7 - Igły do czyszczenia dyszy sprawdziły się średnio, 2/10. Udało się zrobić otwory, ale jakim kosztem.
Fig. 8 - Dużo taśmy i kaptonu, żeby wytrzymało kilka tygodni.
“Uzbrojenie” aparatu
Przed nami najważniejsze zadanie – montaż papieru światłoczułego wewnątrz aparatu. Polecam dostosowanie do tego celu łazienki lub innego pomieszczenia bez okien (ew. można również szczelnie zasłonić okno, tak aby do środka nie dostawało się światło). Aby wzmocnić efekt ciemni, zakleiłam dodatkowo czarną tekturą otwory w drzwiach do łazienki, uzyskując wewnątrz prawdziwie mroczny klimat. Papier do odbitek ma niską czułość, ale i tak lepiej nie ryzykować uszkodzenia jeszcze przed zrobieniem solarigrafii. Jedynym źródłem światła, które trochę ułatwi nam działania, może zostać czerwona lampka – podobnie jak w typowej ciemni fotograficznej nie prześwietli ona światłoczułego materiału.
Z własnego doświadczenia: zanim zaczniesz przyklejać papier wewnątrz aparatu, doczytaj, w jaki sposób oznaczona jest strona światłoczuła. Na papierze Foma nie ma absolutnie żadnego wyróżnika pomiędzy obydwiema stronami, oprócz tego, że jedna z nich jest (w teorii) nieco bardziej śliska w dotyku. Jeśli jednak kupisz wersję matową, tak jak ja… spędzisz wówczas dobre kilka minut na mizianiu obu stron arkusza i zastanawianiu się, czy jedna z nich naprawdę różni się od drugiej. Więc jak można się domyślić, największym stresem przy montowaniu solarigrafów było dla mnie to, czy nie wsadziłam przypadkiem papieru na odwrót ;) To dopiero byłby fail.
Fig. 9 - Mówiłam, że ciemnia jest niepotrzebna? Ups
W większości poradników zobaczycie, że duża część osób po prostu umieszcza papier światłoczuły we wnętrzu puszki… i tyle. W moim przypadku niezbędne było przyklejenie go na małym kawałku taśmy dwustronnej – bez tego odstawał od ścianki, więc odległość między otworkiem a jego powierzchnią byłaby niezgodna z wyliczoną. Utrudniło to wyjęcie go po dwóch miesiącach, ale nie poruszył się ani o milimetr, więc myślę, że był to jednak dobry pomysł.
Pamiętaj aby zamknąć szczelnie aparat oraz zakleić otworek (np. czarnym kawałkiem kartonu – lepiej nie taśmą bezpośrednio, aby klej z taśmy nie dostał się do otworka i go nie zatkał) przed opuszczeniem ciemni. Głupio byłoby zacząć przygodę od prześwietlenia dzieła 🙂
Fig. 10 - Dwa solarigrafy i jeden kitku.
Parę słów o chemii
Moment na dygresję: jak to działa, że na czarno-białym papierze do odbitek wychodzą kolorowe obrazki? I czym to się różni od procesu wywoływania samych odbitek?
Klucz tkwi w solach srebra.
Weźmy najpierw na tapet proces tworzenia odbitek. Załóżmy, że mamy kliszę, standardową 35 mm, i ciemnię. Wyposażyliśmy się w papier (dokładnie ten sam, co do solarigrafii), aby, po wywołaniu kliszy (negatyw) przenieść z niej utrwalony obraz na tenże papier (pozytyw). Do tego procesu wykorzystuje się powiększalnik (wizualnie przypominający projektor) – pozwala on dosłownie “powiększyć” 35-milimetrową kliszę do rozmiaru odbitki, np. 10x15 cm. Papier do odbitek składa się z warstwy emisji światłoczułej na podłożu barytowym (wzmocniony karton) lub polietylenowym (jak Foma). Warstwa światłoczuła to chlorki lub bromki (sole) srebra w żelatynie. Proces wywoływania obrazu z kliszy na tenże papier odbywa się przez maksymalnie parosekundowe rzutowanie powiększalnikiem obrazu z kliszy na taką odbitkę. Padające na odbitkę przez moment światło powoduje, że halogenki srebra formują na nim tzw. obraz utajony. Obraz utajony jest niewidoczny gołym okiem i bez specjalnych procedur wzmacniających (maczania w kuwetach z odczynnikami), nie jesteśmy w stanie go zobaczyć. Kolejnym krokiem jest więc taplanie odbitki w odpowiednich chemikaliach do wywoływania, aby “zmyć” te sole srebra, uzyskując utrwalony na papierze obraz. Po wysuszeniu mamy gotową odbitkę, będącą od razu pozytywem.
A w solarigrafii, według mojego rozumienia tematu, dzieje się to nieco “na opak”. Wystawiamy papier do odbitek na długotrwałe działanie promieni słonecznych, naświetlając go nawet miesiącami. Padające przez otworek światło powoduje, że atomy srebra zaczynają się zlepiać na cząsteczkach halogenku srebra, a im więcej “wolnego” srebra się uwalnia pod wpływem słońca, tym bardziej obraz staje się zabarwiony ([3]). Przestaje więc być obrazem utajonym, zyskując realne barwy, zależące od czasu naświetlania, rodzaju samego papieru, warunków atmosferycznych, wilgotności itd. Halogenki srebra pozostają na papierze cały czas, nawet po wyjęciu papieru z aparatu (w przeciwieństwie do procesu wywoływania zdjęcia, gdzie zostałyby usunięte utrwalaczem), więc finalny obrazek pozostaje wrażliwy na światło i istnieje zagrożenie prześwietlenia go przy ekspozycji na słońce lub wielokrotnym skanowaniu. Sprawia to także, że uzyskany obraz jest negatywem, a nie pozytywem, jak w przypadku wywoływania zdjęć do odbitek. Negatyw następnie możemy zeskanować i odwrócić jego kolory już w sposób cyfrowy.
Solarigrafię ciężko byłoby utrwalić, a przynajmniej na pewno nie da się tego zrobić standardowym utrwalaczem (gdyż zmyje on srebro, które ukształtowało nasz obraz). Czy jest to realizowalne w jakiś inny sposób? Pewnie musiałaby się wypowiedzieć osoba bardziej obeznana w chemicznych tematach 🙂. Tak czy siak, gotową solarigrafię najlepiej zamknąć w ciemnym opakowaniu i schować gdzieś, gdzie nie docierają promienie słoneczne – oczywiście po uprzednim jej zeskanowaniu.
Większość poradników podkreśla, że najlepiej pod kątem jakościowym i kolorystycznym wychodzi pierwszy skan i lepiej go nie powtarzać, gdyż prześwietlamy wówczas uwieczniony obrazek. Mimo że ma to logiczny sens, to w obu moich próbach skanowałam swoje obrazki kilkukrotnie i nie widziałam, aby parę nadprogramowych “naświetleń” jakkolwiek wpłynęło na ich jakość.
Wybór miejsca do solarigrafii
Czas na najważniejszy krok pod kątem artystyczno-estetycznym, czyli wybór lokalizacji.
Istotne są dwie kwestie:
- pozycja względem Słońca – w końcu to jego tor ruchu chcemy uwiecznić na solarigrafii
Przydatne będą narzędzia pokazujące pozycję Słońca o różnych porach roku - np. SunCalc albo SunEarthTools. Dzięki nim możemy sprawdzić, jaką drogę po niebie przemierza nasza najjaśniejsza gwiazda i wybrać taki kąt patrzenia aparatu, aby “zobaczył” jak najwięcej tych przelotów. Warto sprawdzić, jak tor ruchu będzie zmieniał się przez kilka tygodni czy miesięcy, aby Słońce nie wyleciało nam zupełnie poza kadr. Najlepiej ustawić solarigraf na wschód, południowy wschód, południowy zachód lub zachód – wtedy ślad powinien być maksymalnie widoczny.
Jak można się domyślić, patrzenie na północ nieszczególnie ma sens – południe zaś może być problematyczne latem, gdy Słońce będzie zbyt wysoko na horyzontem. Ale oczywiście zachęcam do kombinowania. Moje aparaty ustawiłam finalnie na azymucie ok. 165°. Planowałam bliżej 135°, ale przeszkodził mi niespodziewany klimatyzator na dachu firmowego budynku ;)
Fig. 11 - Polecam programy do śledzenia ruchu Słońca po niebie. Tutaj dobrze widać, jak zmniejsza się zakres jego ruchu zimą.
- czy ktoś nie przywłaszczy sobie aparatu?
…czyli wybór takiego miejsca, w którym solarigraf nie będzie nikomu przeszkadzał. Tutaj można przyjąć różne taktyki: albo kamuflaż (np. czarna taśma izolacyjna na czarnym słupie) albo metoda “na eksperyment naukowy” ;). Ja wybrałam tę drugą i okleiłam oba aparaty karteczkami ze swoim mailem i informacją NIE DOTYKAĆ, GDYŻ EKSPERYMENT, licząc, że ewentualne osoby, którym mogłaby przeszkadzać obecność aparatów, będą łaskawe się odezwać. Dodatkowo, na pierwszą testową lokalizację wybrałam taką stosunkowo bezpieczną – czyli dach firmy KP Labs, w której pracuje. Dzięki temu mogłam kontrolować co jakiś czas, czy solarigrafy są na miejscu, w bonusie uzyskując krajobraz z kosmiczną kopułą.
Fig. 12 - Uroczą mam kopułę, prawda?
Gdy przeanalizowaliśmy już te dwie kwestie, możemy śmiało umieścić aparat w lokalizacji docelowej. Ważne: należy przytwierdzić go w taki sposób, aby nie poruszał się niezależnie od warunków pogodowych (gałąź to średni pomysł, chyba że lubimy artystyczne szlaczki). Klej, taśma montażowa – tak naprawdę wszystko będzie w porządku, o ile zapewni solarigrafowi stabilność (i nie zniszczy obiektu służącego za hosta).
A sam cel? Możemy pokusić się o wybór bardzo ciekawych kadrów. Ogranicza nas wyłącznie wyobraźnia nasza – i osób, które mogą skusić się na ciekawie wyglądający przedmiot lśniący nowością na słupie naprzeciw popularnego zabytku. Lub patrol policji wezwany do podejrzanej “bomby” ;)
Pamiętaj, żeby po zamocowaniu aparatu odsłonić dziurkę i upewnić się, że nie przytkała się resztką kleju czy paproszkiem. Można dla pewności delikatnie ponownie przepchać ją cieniutką igłą.
I tyle. Teraz tylko czekać.
Here comes the Sun, tutututu ☀️
Jak długo wykonuje się solarigrafia? Najdłuższa wędrówka Słońca po niebie została zarejestrowana w latach 2012-2020 w Wielkiej Brytanii [4]. W niecałe 8 lat udało się uwiecznić aż 2593 śladów Słońca.
Na szczęście jednak nie musimy czekać aż tak długo (szczególnie przy pierwszych próbach) – teoretycznie już po tygodniu powinno powstać gotowe do zeskanowania “zdjęcie”. Osobiście planowałam ściągnąć swoje urządzenia po miesiącu, ale natłok innych zajęć sprawił, że trochę o nich zapomniałam 🙈. Dopiero po nieco ponad dwóch miesiącach udało mi się znaleźć chwilę, aby zajrzeć na dach i zdemontować instalację. Po zasłonięciu otworów ściągnęłam oba aparaty i zabrałam do zeskanowania. Widziałam w internecie, że część osób skanuje solarigrafie w ciemni, ale poszłam na spontaniczny żywioł i zrobiłam to szybko przy standardowym świetle lampy – nie prześwietliło się i wyszło, nieskromnie mówiąc, świetnie!
Fig. 13 - Negatyw solarigrafii - jak widać jest również odbiciem lustrzanym.
Po zeskanowaniu obu negatywów, wystarczy uruchomić dowolny program graficzny (np. Gimpa), dokonać inwersji kolorów i ewentualnej manipulacji krzywymi, tak, aby wyciągnąć z obrazu jak najwięcej detali.
Poniżej możesz zobaczyć obie solarigrafie – tę wykonaną w pojemniczku walcowatym (podłużna) i tę z prostopadłościennego aparatu (kwadratowa). Która lepsza? :)
Fig. 14 - Solarigrafia z solarigrafu-walca.
Fig. 15 - Solarigrafia z aparatu w kształcie prostopadłościanu.
Już wiem, dlaczego większość osób wybiera do fotografowania puszki – moim zdaniem, efekt zaokrąglenia jest o wiele ciekawszy niż standardowy kwadracik. W planach mam wydrukowanie kolejnych pojemniczków, w kształcie walca oraz połówek walca, i umieszczenie ich w większej liczbie miejsc na dłuższy czas. Najchętniej zaopatrzyłabym się też w inne papiery światłoczułe, żeby potestować różne efekty kolorystyczne, ale wybór na polsim rynku nie jest obecnie zbyt szeroki.
Muszę też przyznać, że sukces w pierwszej próbie był dla mnie ogromną pozytywną niespodzianką* – tym bardziej więc polecam spróbowania swoich sił w solarigrafii! Skoro mi się udało, to Tobie też na pewno się uda :D
Miłej słonecznej zabawy!
* mam za sobą doświadczenie (sprzed równo 10 lat!) zbudowania aparatu otworkowego z tektury, którym radośnie robiłam fotki przez parę tygodni, by potem odkryć, że był nieszczelny i wszystkie się prześwietliły ;)
Pliki do druku 3D
Jeżeli chcesz skorzystać z moich solarigrafów, poniżej znajdziesz link do repozytorium z plikami *.stl:
Źródła
- https://czasopisma.uwm.edu.pl/index.php/hip/article/download/4962/4897/12927
- https://arxiv.org/abs/1902.03627
- https://www.edinburghlofi.com/misc/solargraphy.pdf
- https://www.swiatobrazu.pl/solarigrafia-8-lat-uniwersytet.html
- Pinhole Designer – https://www.pinhole.cz/en/pinholedesigner/
- Instagram jednego z twórców solarigrafii (wciąż aktualizowany) – https://www.instagram.com/solarigrafia/
- Porównanie efektów kolorystycznych różnych papierów światłoczułych (niestety większość z nich jest trudno dostępna w Polsce) – http://solarigrafia.pl/articles/28/read.html